Is damnum dat, qui iubet dare; eius vero nulla culpa est, cui parere necesse sit
Warszawa, 19 luty 2023 r.
Lucjan Bełza, analityk
Is damnum dat, qui iubet dare; eius vero nulla culpa est, cui parere necesse sit
STRESZCZENIE
W celu uniknięcia uznaniowości w prawnej ocenie spornego stanu faktycznego oraz dla zachowania obiektywizmu decyzji sądów, już w starożytności stosowano swoistą metodykę działania, przyjmując w sytuacjach prawnie nieuregulowanych za obowiązujące teksty pięciu najwybitniejszych jurystów rzymskich. Za rzymskim prawnikiem Paulusem przyjęto m.in. założenie, że powoduje szkodę ten, kto nakazał coś uczynić, a nie można przypisać winy temu, kto działał, będąc do tego zmuszonym. Mamy XXI wiek i pomimo upływu już trzech dekad od czasu transformacji ustrojowej w Polsce niewiele zrobiono, aby ukrócić „grę teczkami” byłych służb operacyjnych PRL, czyli metody rozprawiania się „w białych rękawiczkach” z przeciwnikami ideologicznymi, a niekiedy budowania własnej pozycji naukowej kosztem dobrego imienia osób wpisanych przez SB na listę tajnych współpracowników. Wątpliwości budzą publikacje niektórych historyków IPN oceniających czyny osób zarejestrowanych przez SB jako tajnych współpracowników bez wskazania metodyki badawczej, jaką się posługują oraz bez dokonania weryfikacji działań tych funkcjonariuszy.
Słowa kluczowe: premie rzymskiego prawnika Paulusa, Służba Bezpieczeństwa, werbunek, tajny współpracownik, „gra teczkami SB”.
Tytuł niniejszej publikacji Is damnum dat, qui iubet dare; eius vero nulla culpa est, cui parere necesse sit jest przywołaniem jednej z premii rzymskiego prawnika Paulusa, zgodnie z którą powoduje szkodę ten, kto nakazał coś uczynić, a nie można przypisać winy temu, kto działał, będąc do tego zmuszonym.
Zgodnie z konstytucją raweńską w sytuacjach prawnie nieuregulowanych teksty pięciu najwybitniejszych jurystów rzymskich, w tym Iuliusa Paulusa[1] miały status równy z ustanowionym prawem, czyli miały moc prawa[2]. W razie sprzeczności między ich opiniami sędzia miał iść za głosem większości; jeśli zdania były równo rozłożone, decydowała opinia Papiniana. Walor zachowały też opinie innych jurystów, jeśli byli oni przywoływani przez wspomnianych pięć autorytetów, a cytowane opinie zostały ustalone przez porównanie większej liczby rękopisów[3]. Wprowadzono więc już w starożytności swoistą metodykę działania, aby uniknąć uznaniowości w prawnej ocenie spornego stanu faktycznego. Na przestrzeni kolejnych wieków dochodziło do stopniowego precyzowania i regulowania stanów wątpliwych moralnie, a nie uregulowanych prawnie. Przykładem może być kwestia odpowiedzialności za działanie będące wynikiem rozkazu. Według jednych poglądów, funkcjonujących jeszcze na początku XX w., w interesie prawidłowo funkcjonującego organizmu urzędniczego rozkaz przełożonego był okolicznością wiążącą bezwarunkowo podwładnego, jeżeli tylko ten ostatni mógł uważać rozkaz za legalny pod względem formalnym. Przy tej interpretacji podwładny nie ponosił odpowiedzialności za skutki wykonania rozkazu. Według przeciwnego poglądu „byłoby rzeczą wielce niewłaściwą, gdybyśmy mieli rozkazowi przełożonego przyznawać moc obowiązywania osoby mu podwładnej do spełnienia czynów przeciwnych ogólnym normom prawa”. Wskazywano, że jedynie stan wyższej konieczności (spełnienie rozkazu pod wpływem przymusu psychicznego wywołanego obawą ciężkiej odpowiedzialności za jego niespełnienie) lub działanie pod wpływem błędu mogły być okolicznościami włączającymi odpowiedzialność podwładnego[4]. Dzisiaj w tym zakresie nie ma już rozbieżności poglądów. Niepokojące jest natomiast to, że od trzech dekad, tj. czasu transformacji ustrojowej w Polsce, niewiele zrobiono, aby ukrócić „grę teczkami” byłych służb operacyjnych PRL, czyli metody rozprawiania się w białych rękawiczkach z przeciwnikami ideologicznymi, a czasem budowania własnej pozycji naukowej kosztem dobrego imienia osób wpisanych przez SB na listę tajnych współpracowników.
Wątpliwości budzą publikacje niektórych historyków IPN oceniających czyny osób zarejestrowanych przez SB jako tajnych współpracowników bez wskazania metodyki badawczej, jaką się posługują[5] oraz bez dokonania weryfikacji działań tych funkcjonariuszy. Na wstępie zauważyć należy, że instrukcje operacyjne nie miały i nie mają charakteru aktów prawnych, a są jedynie procedurą znaną wyłącznie uprawnionemu funkcjonariuszowi. Ta okoliczność ogranicza świadomość osoby poddanej procesowi werbunku w obszarze potencjalnych nadużyć ze strony funkcjonariusza. Założenie, że funkcjonariusze służb operacyjnych są statystycznie bardziej uczciwi od innych urzędników państwowych, można uznać jedynie za wyraz naiwności i braku wiedzy, jak w rzeczywistości wygląda działanie tych służb. Nie wchodząc w szczegóły, ze względu na niejawny charakter działania służb operacyjnych należy jedynie zwrócić uwagę na to, że w rzeczywistości służby kontrolują same siebie i są sędzią we własnej sprawie. To tworzy naturalne poczucie bezkarności i tendencję to tuszowania wewnętrznych nadużyć i wpadek, oczywiście pod szczytnym hasłem ochrony tajemnicy i działania „dla dobra służby”. Taka rzeczywistość tworzy więc zachętę do naginania prawa. Do analizowanej sytuacji możemy odnieść stwierdzenie lorda Johna Dalberg-Actona, że każda władza demoralizuje, a władza absolutna demoralizuje absolutnie. Instrukcje operacyjne byłej Służby Bezpieczeństwa dawały funkcjonariuszowi pełną władzę nad figurantem w procesie werbunku (np. dla uskutecznienia werbunku dopuszczono możliwość wywierania presji psychicznej w formie szantażu), a w procesie dokumentowania werbunku – władzę absolutną. Przykładowo, pomimo obowiązku rejestracji kandydata na tajnego współpracownika, jedynie w przypadku świadomej chęci współdziałania z SB nie wymagano pisemnej zgody werbowanego jako potwierdzenia tej współpracy. Jedynie więc uczciwość funkcjonariusza i jego przełożonych decydowała o tym, czy rejestrację oparto na świadomej chęci współpracy z SB, czy też pozorowano działania, tak że figurant nie miał nawet świadomości, że rozmawia z funkcjonariuszem SB. Skoro według tzw. ustawy dezubekizacyjnej z 2009 r. „system władzy komunistycznej opierał się głównie na rozległej sieci organów bezpieczeństwa państwa, spełniającej w istocie funkcje policji politycznej, stosującej bezprawne metody, naruszające podstawowe prawa człowieka”[6], to dlaczego niektórzy historycy IPN rozliczają osoby zwerbowane np. pod wpływem szantażu lub innej presji psychicznej, a pomijają w swoich badaniach naukowych funkcjonariuszy dokonujących werbunku z naruszeniem podstawowych praw człowieka, a co gorsza, a priori uznają notatki SB za wiarygodne źródło informacji?
Być może przyczyną jest tzw. „złudzenie ponadprzeciętności”[7]. Obrazowo mówiąc, skoro jestem profesorem historii nowożytnej, to stwierdzenie Sokratesa scio me nihil scire mnie nie dotyczy, bo jeśli piszę jako profesor, to wiem, co piszę. A może powodem zaniechań jest tylko rutynowe podejście wynikające z oczywistości badań nad materiałami innymi niż dokumenty SB? Tymczasem do dokumentów byłej SB należy podchodzić bardzo ostrożnie. Z jednej strony, nie można z góry dezawuować zawartych w nich informacji, ale też nie wolno dawać im pełnej wiary. Przykładem konieczności stosowania zasady ograniczonego zaufania do akt SB mogą być działania tzw. Grupy „D” funkcjonującej w Departamencie IV MSW. Siedemnastego sierpnia 1989 r. Sejm powołał Komisję Nadzwyczajną do spraw zbadania działań Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z okresu PRL. Zasadniczym celem działalności Komisji było zbadanie przedstawionych podczas konferencji w Wiedniu przez Komitet Helsiński 93 przypadków niewyjaśnionych zgonów w Polsce, co do których istniało uzasadnione domniemanie, że ich bezpośrednimi bądź pośrednimi sprawcami byli funkcjonariusze służb podległych MSW. Skutkiem działań Komisji był jej raport o działalności Grupy „D”, którego treść pozwalała domniemywać istnienie w Departamencie IV MSW zorganizowanej grupy przestępczej, mającej na celu podejmowanie działań przeciwko duchowieństwu katolickiemu. Grupę „D” powołano w 1973 r. Praca funkcjonariuszy tej struktury odbywała się z zachowaniem wszelkich reguł konspiracyjnych, a bieżące zadania zlecał bezpośrednio dyrektor Departamentu IV MSW. W ramach obowiązującej wysokiej poufności działań dezintegracyjnych nie prowadzono żadnej dokumentacji operacyjnej, zaś wewnętrzne materiały niszczono niezwłocznie po wykonaniu zadania. Wśród ukazanych w raporcie Komisji metod pracy Grupy „D” wyróżnić można dwie zasadnicze sfery. Pierwsza stanowiła zbiór działań mających – niebudzące wątpliwości – znamiona przestępstwa o charakterze kryminalnym. Obejmowały one przestępstwa przeciwko zdrowiu i życiu, jak pobicia, uprowadzenia, groźby, podstępne podawanie środków odurzających oraz przestępstwa przeciwko mieniu: uszkodzenia mienia, podpalenia, napady na mieszkania itp. Zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki w październiku 1984 r. było dziełem funkcjonariuszy Grupy „D“. Druga sfera działalności to rozmaite formy dywersji wewnątrz struktur kościelnych, określone mianem operacyjnych działań dezintegracyjnych. Jako przykłady takich działań autorzy Raportu przywołują pisanie anonimów szkalujących duchownych oraz rozpowszechnianie takich informacji za pomocą tak zwanej propagandy szeptanej, fałszowanie materiałów pamiętnikarskich, korespondencji i notatek w celu dyskredytowania i szkalowania ich autorów oraz osób w nich występujących, wzniecanie i podsycanie antagonizmów wśród duchowieństwa, a zwłaszcza wśród hierarchii Kościoła w Polsce[8]. Z powyższego wynika, że to, co było niewygodne dla SB, niszczono, a fałszerstwa i inne działania destabilizujące uwiarygadniano i legalizowano.
Wracając do paremii Paulusa, w każdym przypadku oceny sytuacji prawnie wątpliwej należy rozpatrzyć i ocenić działania dwóch stron: tego, kto nakazał coś uczynić oraz tego, kto działał, będąc do tego zmuszonym. W tym kontekście trudno jest zrozumieć, dlaczego niektórzy historycy IPN, badając okoliczności werbunku, pomijają ocenę działania funkcjonariuszy SB i nie dokonują weryfikacji sporządzanych przez nich notatek. Dlaczego do tej pory w IPN nie wypracowano metodyki badania akt SB, co pozwala na subiektywną interpretację źródeł i stanowi fundament dla tzw. „gry teczkami”.
[1] Konstytucja raweńska – akt prawny wydany w roku 426 w Rawennie przez cesarzy Walentyniana III i Teodozjusza II uznający za obowiązujące poglądy Gajusa, Papiniana, Paulusa, Ulpiana i Modestyna.
[2] Zob. J. Wiewiorowski, Postulat porządkowania prawa w anonima ”De rebus bellicis”, „Studia Europaea Gnesnensia” 5/2012, s. 75.
[3] J. Wiewiorowski, Postulat porządkowania prawa, op.cit.
[4] E. Krzymuski, Wykład prawa karnego ze stanowiska nauki i prawa austryackiego, tom I, Kraków 1911, s. 212-213.
[5] Do tej pory nie wypracowano w IPN metodyki badawczej, którą można byłoby zalecać do stosowania przy ocenie materiałów SB.
[6] Ustawa z dnia 23 stycznia 2009 r. o zmianie ustawy o zaopatrzeniu emerytalnym żołnierzy zawodowych oraz ich rodzin, oraz ustawy o zaopatrzeniu emerytalnym funkcjonariuszy Policji, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencji Wywiadu, Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Służby Wywiadu Wojskowego, Centralnego Biura Antykorupcyjnego, Straży Granicznej, Biura Ochrony Rządu, Państwowej Straży Pożarnej i Służby Więziennej oraz ich rodzin, Dz.U. Nr 24, poz. 145.
[7] Błąd poznawczy zwany efektem Dunninga-Krugera. Osoby niewykwalifikowane w jakiejś dziedzinie życia mają tendencję do przeceniania swoich umiejętności w tej dziedzinie, podczas gdy osoby wysoko wykwalifikowane mają tendencję do zaniżania oceny swoich umiejętności.
[8] Zob. B. Polak, O metodach walki z Kościołem prowadzonej przez peerelowskie służby bezpieczeństwa. Rozmowa z Antonim Dudkiem, Janem Żarynem i prok. Andrzejem Witkowskim, „Biuletyn IPN” nr 1 (24), styczeń 2003, s. 4-23 oraz A. Witkowski, Śledztwo w sprawie funkcjonowania związku przestępczego w resorcie spraw wewnętrznych PRL, Informacja o działalności komórek „D” pionu IV byłej Służby Bezpieczeństwa, tamże, s. 24-26.