Fundacja Życie i Ideały

Pierwszeństwo modlitwy

Tu  rodzi  się  i  staje  przed  tobą  zasadnicze  pytanie:  ile  miejsca  poświęcasz  w  swoim  codziennym  życiu modlitwie?  Jakie  miejsce  zajmuje  modlitwa  na  liście  twoich  najważniejszych  czynności?  Przed  czym  ją stawiasz  i  po  czym?  Czy  jest  ona  na  pierwszym  miejscu,  jako  najważniejsza,  czy  może  stanowi  margines twoich życiowych spraw? Jak wygląda twój dzień skupienia i twój rachunek sumienia, a więc to spojrzenie w siebie w obliczu Boga? Z odpowiedzi na tego rodzaju pytania będzie wynikało, co w twoim życiu jest ważniejsze od Boga.

 W  tym  miejscu  od  razu  może  pojawić  się  obiekcja,  że  w  nawale  przytłaczających  obowiązków  bardzo  trudno  jest  ci  znaleźć czas na modlitwę.

Kardynał  Lercaro,  arcybiskup  Bolonii,  mówił  na  spotkaniu  z księżmi  z  właściwym  sobie  ferworem  i  żarem  o  konieczności  codziennej  półgodzinnej  medytacji.  Po  konferencji,  w  trakcie  dyskusji,  wstał  jeden  z  młodych  księży  i  powiedział:  Oczywiście,  proszę  Eminencji,  w teorii jest to jasne i proste – trzeba odprawiać rozmyślanie­, ale kiedy? Bo mój dzień tak oto wygląda: Wstaję o godz. 6.30, o 7.00 Msza św., spowiedź, potem lekcje religii, obiad, a po nim zajęcia z chłopcami z oratorium,  wizyty  u chorych,  praca  w  kancelarii  parafialnej,  rozmowy  duszpasterskie.  Wieczorem  mam  zajęcia  z  młodzieżą  mniej  więcej  do  północy.  I  gdzie  znaleźć  miejsce  na  półgodzinną  medytację,  jeżeli ledwie  mieszczę  się  z  brewiarzem?  –  Masz  rację,  powiedział  kardynał,  rzeczywiście,  nie  masz  czasu  na  półgodzinną  medytację.  Twoje  zajęcia  tak  cię  “zaduszają”, że  nie  masz  kiedy  się  modlić.  Nie  możesz pozwolić  sobie  na  półgodzinną  medytację,  musisz  odprawiać ją  nie  przez  pół,  ale  przez  półtorej  godziny  (A.  Pronzato,  Ho  voglia  di  pregare,  113). 

Oczywiście,  nie  chodziło  tu  o  jakieś błyskotliwe,  paradoksalne  sformułowanie.   Tragizm   naszego   chrześcijańskiego   aktywizmu   polega   na   tym,   że czynności rzeczywiście  nas  zaduszają.  Ten  młody,  gorliwy  kapłan,  poświęcający  się  dla  Boga  i  dusz,  był  tak  zduszony aktywizmem, że potrzebował większego antidotum.

 Jeśli   spojrzysz   na   siebie   w   świetle   wiary,   zrozumiesz,   że im   bardziej   jesteś   przytłoczony czynnościami, tym więcej czasu powinieneś poświęcać na modlitwę. W przeciwnym razie będziesz pusty, będziesz miał tylko wrażenie, że coś dajesz, ale będzie to iluzja. Nie można dawać tego, czego się  nie  ma.  Można  by  powiedzieć  temu  młodemu  księdzu,  który  dyskutował  z  kardynałem  Lercaro:  Co  z tego, że  poświęca  ksiądz  tyle  czasu  na  pracę  duszpasterską, że  tyle  czasu  poświęca  chłopcom w oratorium, że składa wizyty chorym, że spowiada i ma rozmowy duszpasterskie – wszystko to jest jak czerpanie wody sitem. Umęczony, zapracowany, zabiegany ksiądz, przelewający wodę sitem, nie zdający sobie  sprawy  z  tego,  kto  właściwie  decyduje  o  wszystkim.  Powiedzenie,  że  kapłan  ten  nie  ma  wiary,  byłoby za mocne, ale wiara ta jest niewątpliwie marna. Swoją postawą zdaje się mówić: To ja, człowiek, tworzę  historię,  choćby  na  odcinku  swojego  podwórka  –  parafialnego  czy  innego;  to  ja  decyduję,  kto  będzie  wierzył,  to  wyłącznie  od  mojej  pracy  zależy  zbawienie  innych.  Tymczasem  wszystko  to  zależy  od  Boga; to On decyduje i On może dać siłę. Jeśli włącza cię do swojej pracy, to nie dlatego, że jesteś w tym niezastąpiony. Ile to już razy Pan Bóg pokazywał, że doskonale daje sobie radę bez nas. Jeżeli dostrzegłeś to w swoim życiu, to otrzymałeś wielką łaskę. My tylko dlatego jesteśmy Bogu potrzebni, że On sam tego chciał.  On  może  zbawiać  ludzi  bez  żadnych  katechez,  czego  często  jesteśmy świadkami.  Przychodzą przecież  do  kościoła  i  do  konfesjonału  ludzie,  którzy  nie  wysłuchali żadnej  lekcji  religii,  a  ziarno  Boże zakiełkowało w ich duszach. Pan Bóg nie potrzebuje ludzkiej ingerencji, ale mimo to chce włączać nas w dzieło zbawienia świata. Gdy jednak sądzimy, że to od nas i od naszej pracy wszystko zależy, wtedy przelewamy  wodę  sitem.  Przy  wielkim  zapracowaniu  łatwo  zapomnieć, że  przede  wszystkim  trzeba  najpierw przyjść na audiencję do Kogoś, od Kogo rzeczywiście wszystko zależy, Kto trzyma w swym ręku losy świata i losy każdego z nas.

 W świetle wiary najważniejszą czynnością naszego dnia jest modlitwa. To ona musi zajmować pierwsze miejsce  wśród  innych  czynności. Kontakt  z  Bogiem  decyduje  o  wartości  i  znaczeniu  naszej  pracy. Jej  skuteczność  zależy  od  tego,  co  jest  jakby  na  zapleczu,  a  więc  od  twoich,  może  bardzo  obolałych  od  klęczenia kolan.

„ Nie  ważne  jest,  co  robisz  –  powie  Jan  Paweł  II  –  ważne  jest,  kim  jesteś.”  Ważne  jest,  czy  jesteś,  jak  Papież,   człowiekiem   wiary   i   modlitwy.   Chrześcijanin,   jako   uczeń   Chrystusa,   kiedy   przestaje   być człowiekiem modlitwy, staje się nieprzydatny dla świata, staje się solą zwietrzałą, godną podeptania przez ludzi (por. Mt 5, 13).

 Problem  modlitwy  jest  w  naszym  chrześcijańskim  powołaniu  problemem  zasadniczym.  Modląc  się,  nie  tylko sami składamy hołd Chrystusowi, ale wielbimy Go w imieniu świata, który albo nie potrafi, albo nie może,  albo  nie  chce  się  modlić.  Jedno  jest  pewne:  jeśli  nie  będziemy  się  modlić,  nikt  nas  nie  będzie potrzebował. Świat  nie  potrzebuje  pustych  dusz  i  serc.  Gdy  pytamy,  jaka  jest  relacja  między  modlitwą  i  czynem,  to  trzeba  podkreślić  pierwszeństwo  modlitwy  i  ofiary  w  stosunku  do  działania.  Dzieciom,  które  katechizujemy w domu czy w szkole, dajemy Boga na tyle, na ile przedtem wypraszamy to na kolanach. Problem relacji między modlitwą i działaniem można ująć w stwierdzeniu: wszelkie autentyczne działanie rodzi się z modlitwy i kontemplacji. Bo wszystko, co wielkie na tym świecie, pochodzi od Boga, wszystko, co wielkie na tym świecie, rodzi się z ofiary i modlitwy.(Ks. Tadeusz Dajczer, Rozważania o wierze. Z zagadnień teologii duchowości.s.218-221)